O działalności Rafała Szwedowicza zacząłem interesować się dopiero po pojawieniu się tego pytania. Wcześniej o nim nic nie słyszałem. Zapoznając się z informacjami, które dostępne są w internecie mogę powiedzieć, że jest to typowy obraz zabawy w prawosławie jaki spotykamy często na zachodzie Europy. Pewnego rodzaju odkrywanie prawosławia i swoista fascynacja prowadzą do pewnych samozwańczych kroków określania siebie duchowym lub (jak to bywa we Francji) biskupem. Nazwisko Szwedowicz raczej nie wskazuje na serbskie pochodzenie, więc dlaczego taka „misja” czarnogórska w Polsce, gdzie istnieje Cerkiew Autokefaliczna? Jeśli Rafał Szwedowicz chce być prawosławnym to nie widzę problemu wstąpienia do Kościoła prawosławnego. Po odpowiednim przygotowaniu można ubiegać się również o święcenia kapłańskie. Natomiast ta działalność Rafała Szwedowicza o której możemy dowiedzieć się z informacji internetowych brzmi dość niepoważnie.
Nie znamy dokładnie zapatrywań politycznych Aleksandra Zielinko. Właściwie osoba nie jest oceniana jako przynależąca do pewnej grupy, natomiast najważniejszy jest fakt duchowego zaangażowania. Komuniści wyznając pewne swoje zasady generalnie byli wrogo nastawieni do Cerkwi, natomiast indywidualnie ich stosunek do Boga różnie się układał. Nie chcę bronić komunistów, ale wydaje mi się, że nie było takiego aktu cerkiewnego, gdzie ogłaszano by anatemę na nich.
Oceny kandydata na nowicjusza należy do ihumena monasteru. Nie jest potrzebna jakaś szczególna formacja. Ważne jest aby kandydat wyrażał chęć i całym sercem poświęcał się swemu powołaniu. Przebieg okresu nowicjatu odbywa się w monasterze i jeśli osoba pragnie wstąpić na drogę mniszą to powinna zgłosić się do któregoś z monasterów i najpierw pomieszkać jako pielgrzym. W dalszym procesie sprawy powinny być uzgodnione z przełożonym monasteru.
Likwidacja funduszu na pewno znacząco skomplikowałaby życie części duchownych. Chodziłoby o tych duchownych, którzy utrzymują się z parafii i nie pracują np. jako katecheci lub nie wykonują innych czynności gdzie pracodawca opłaca składki. W znaczący sposób dotknęłoby to mnichów i mniszki w monasterach. Dodam jeszcze, że duchowieństwo prawosławne, które korzysta z Funduszu Kościelnego nie stanowi aż tak wielkiego obciążenia dla Państwa w porównaniu np. z wyznaniem rzymskokatolickim.
Obawiam się, że nawet przy najszczerszych chęciach i staraniach nikt z nas nie jest „w stanie pomóc każdemu człowiekowi”, który o to prosi. Mimo to, powinniśmy pomagać w stopniu najwyższym z możliwych i na różne sposoby. Powinniśmy pamiętać/przypominać sobie (i innym) opowieść Jezusa Chrystusa o sądzie ostatecznym (Mt 25,31-46). Będziemy sądzeni za to, czy nie/pomagaliśmy. Nasz Zbawiciel stwierdza: „Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniliście”. Woda, jedzenie, ubranie, pomoc wędrowcowi/uchodźcy, odwiedziny chorego czy uwięzionego to podstawowe przykłady okazywania pomocy ‚na bieżąco’. Pośród nich można ‚zmieścić’ wszystkie inne przejawy troski – ‚klasyczne’ przeprowadzanie niewidomego przez jezdnię albo skierowane do kogoś smutnego czy zatroskanego pytanie: Czy mógłbym w czymś pomóc? To „tak mało”, a jednocześnie tak bardzo dużo! Aby się o tym przekonać polecam wszystkim obejrzenie filmu pt. „Podaj dalej”. Piszę o tym, żeby stwierdzić, że możemy/powinniśmy pomagać nie tylko finansowo. Powinniśmy dzielić się swoim życiem, dzielić się sobą na każdym kroku. Obiecujemy to Bogu i ludziom podczas każdej Boskiej Liturgii, gdy słyszymy wezwanie: „Najświętszą, najczystszą, najbardziej błogosławioną pełną chwały Władczynię naszą, Bogarodzicę i zawsze Dziewicę Marię ze wszystkimi świętymi wspomniawszy, sami siebie, wszyscy siebie nawzajem i całe nasze życie Chrystusowi Bogu oddajmy”, na które odpowiadamy: „Tobie Panie [oddajemy].” To „całe życie” to chwila, którą dysponujemy i którą oddajemy, dzieląc się nią z potrzebującym.
Jeśli zaś chodzi o liczne prośby o wpłaty, myślę że jednym z pomocnych rozwiązań mogłoby być ustalenie w domowym budżecie miesięcznej kwoty z przeznaczeniem na pomoc potrzebującym. To może być jakaś stała, konkretna kwota albo stały procent miesięcznych zarobków. Wspomnieć tu wypadałoby, że Izraelici, a później chrześcijanie pierwszych (i późniejszych też) wieków przeznaczali Bogu=świątyni=Cerkwi=biednym=potrzebującym dziesiątą część swego dochodu! Ustalenie/utrwalenie takiego ‚wydatku’ w domowym portfelu może podziałać ‚uspokajająco’ – robimy co powinniśmy i co możemy. Dopuszczajmy jednak możliwość jakiegoś dodatkowego wsparcia w niespodziewanym, szczególnie bolesnym/trudnym przypadku. Dodać tu trzeba – jeden z wielkich świętych stwierdził, że za każdym razem, gdy kupujemy coś, co nie jest dla nas prawdziwie niezbędne, odbieramy głodnemu kromkę chleba… Kupujmy zatem rozważnie i ostrożnie. Wszyscy na tym skorzystamy.
O jodze była już tutaj mowa, więc nie będę się powtarzał. ‚Normalne’ ćwiczenia są jak najbardziej dozwolone, aktywność ruchowa jest wskazana, ale jak ze wszystkim innym, tutaj też trzeba uważać, aby nie popaść w przesadę. „Wszystko w swoim czasie i we właściwych proporcjach”.
Jest to oczywiście możliwe i nie jest wymagana w takiej sytuacji zgoda biskupa. Najważniejszym pozostaje umówienie się z przełożoną danego monasteru i jej akceptacja. W niektórych przypadkach sugerowałbym, jeśli zna Pani jakąś osobę prawosławną aby ta osoba poświadczyła czy zarekomendowała Pani dobre intencje.
Wydaje mi się, że jeśli jest możliwość przetopienia krzyżyka i nadania formy, która dla nas by odpowiadała to byłoby chyba właściwe postępowanie. Potem należałby go poświęcić i nie zapominać w swoich modlitwach o sobie, która nam go podarowała.
Jest na to bardzo dobra ewangeliczna „recepta”. Konkretnej rady udziela nam Sam Chrystus – „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go na osobności. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata.Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa.Jeśli i tych nie usłucha, powiedz Cerkwi! Jeśli zaś i Cerkwi nie posłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,1517).Myślę, że bardzo ważne jest tu zalecenie, aby na początku porozmawiać o problemie „w cztery oczy”. Zdaje się sugerować (czy z pewnością wskazuje?), że w podobnych sytuacjach lepiej byłoby najpierw porozmawiać „na osobności”, a dopiero później, w przypadku niepowodzenia, „popytać ludzi czy to zauważyli”… Ponadto, najpierw wypadałoby ostrożnie zagadnąć „jednego albo dwóch”, bo skąd pewność, że to „powszechnie znane zjawisko”? Jeśli nie wszyscy „miejscowi” to zauważyli, to czy koniecznie powinni się o tym dowiedzieć? Nie chodzi tu jedynie o daną osobę duchownego – choć ona sama dla mnie i innych pozostaje anonimowa, to jednak ogólnokrajowe (a nawet międzynarodowe!) forum dowiaduje się o „wiosce jakich wiele na Podlasiu” i „spotkanym tam w cerkwi duchownym….” Czy u niektórych nie mogło pojawić się wrażenie (przekonanie 🙁 ?), że duchowni w cerkwiach w innych podlaskich wioskach też „tak mają”? A może nawet nie tylko na Podlasiu?
Uważajmy zatem co, jak, komu i dlaczego mówimy/piszemy…
Myślę, że adresatami takiej modlitwy mogliby być święci małżonkowie – np. Joachim i Anna, Zachariasz i Elżbieta. Proponuję też następująca modlitwę, którą właśnie przetłumaczyłem:
O Wszechdobry Panie, wiem, że moje szczęście zależy od tego, czy miłuję Ciebie całą moją duszą i całym moim sercem, i we wszystkim wypełniam świętą Twoją wolę. Sam, Boże mój, prowadź moją duszę i wypełniaj moje serce; Tobie jedynemu pragnę służyć, bowiem Bogiem i Stwórcą moim jesteś. Uchroń mnie przed pychą i samolubstwem; niech przyozdabia mnie rozum, skromność i cnota. Brzydzisz się próżnością, bowiem powoduje skazy; obdarz mnie zatem pragnieniem pracowitości i pobłogosław moje starania. Skoro Twoje prawo zaleca ludziom życie w uczciwym małżeństwie, to powołaj mnie, Święty Ojcze, do tego uświęconego przez Ciebie stanu, nie dla zaspokojenia mych pragnień, lecz dla spełnienia Twego zalecenia; Ty sam bowiem powiedziałaś: niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam i stworzywszy mu żonę, aby mu pomagała, błogosławiłeś im, aby rozradzali i rozmnażali się, i napełniali ziemię (Rdz. 1,28; 2,18).
Usłysz moją pokorną modlitwę skierowaną do Ciebie z głębi mojego panieńskiego serca; daruj mi uczciwego i pobożnego męża, abyśmy mogli wspólnie, w miłości i zgodzie wysławiać Ciebie, miłosiernego Boga: Ojca i Syna, i Świętego Ducha teraz i na wieki wieków. Amen