Zastanawiam się nad tym, jak w czasach tak wielu różnych zbiórek i próśb być w stanie pomóc każdemu człowiekowi. Czuję się bardzo źle, kiedy ignoruję ogłoszenia z prośbami o wpłaty, ale też zdaję sobie sprawę, że nie mogę oddać wszystkich pieniędzy, które mam i nie odkładać nic na przyszłość. Czuję się winna kupując coś dodatkowego sobie, kiedy mogłabym oddać te pieniądze potrzebującym. Bardzo ciężko mi znaleźć w tym wszystkim równowagę i mieć poczucie, że pomagam, dlatego proszę o pomoc i rozjaśnienie tej kwestii. Anonim

Obawiam się, że nawet przy najszczerszych chęciach i staraniach nikt z nas nie jest „w stanie pomóc każdemu człowiekowi”, który o to prosi. Mimo to, powinniśmy pomagać w stopniu najwyższym z możliwych i na różne sposoby. Powinniśmy pamiętać/przypominać sobie (i innym) opowieść Jezusa Chrystusa o sądzie ostatecznym (Mt 25,31-46). Będziemy sądzeni za to, czy nie/pomagaliśmy. Nasz Zbawiciel stwierdza: „Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniliście”. Woda, jedzenie, ubranie, pomoc wędrowcowi/uchodźcy, odwiedziny chorego czy uwięzionego to podstawowe przykłady okazywania pomocy ‚na bieżąco’. Pośród nich można ‚zmieścić’ wszystkie inne przejawy troski – ‚klasyczne’ przeprowadzanie niewidomego przez jezdnię albo skierowane do kogoś smutnego czy zatroskanego pytanie: Czy mógłbym w czymś pomóc? To „tak mało”, a jednocześnie tak bardzo dużo! Aby się o tym przekonać polecam wszystkim obejrzenie filmu pt. „Podaj dalej”. Piszę o tym, żeby stwierdzić, że możemy/powinniśmy pomagać nie tylko finansowo. Powinniśmy dzielić się swoim życiem, dzielić się sobą na każdym kroku. Obiecujemy to Bogu i ludziom podczas każdej Boskiej Liturgii, gdy słyszymy wezwanie: „Najświętszą, najczystszą, najbardziej błogosławioną pełną chwały Władczynię naszą, Bogarodzicę i zawsze Dziewicę Marię ze wszystkimi świętymi wspomniawszy, sami siebie, wszyscy siebie nawzajem i całe nasze życie Chrystusowi Bogu oddajmy”, na które odpowiadamy: „Tobie Panie [oddajemy].” To „całe życie” to chwila, którą dysponujemy i którą oddajemy, dzieląc się nią z potrzebującym.
Jeśli zaś chodzi o liczne prośby o wpłaty, myślę że jednym z pomocnych rozwiązań mogłoby być ustalenie w domowym budżecie miesięcznej kwoty z przeznaczeniem na pomoc potrzebującym. To może być jakaś stała, konkretna kwota albo stały procent miesięcznych zarobków. Wspomnieć tu wypadałoby, że Izraelici, a później chrześcijanie pierwszych (i późniejszych też) wieków przeznaczali Bogu=świątyni=Cerkwi=biednym=potrzebującym dziesiątą część swego dochodu! Ustalenie/utrwalenie takiego ‚wydatku’ w domowym portfelu może podziałać ‚uspokajająco’ – robimy co powinniśmy i co możemy. Dopuszczajmy jednak możliwość jakiegoś dodatkowego wsparcia w niespodziewanym, szczególnie bolesnym/trudnym przypadku. Dodać tu trzeba – jeden z wielkich świętych stwierdził, że za każdym razem, gdy kupujemy coś, co nie jest dla nas prawdziwie niezbędne, odbieramy głodnemu kromkę chleba… Kupujmy zatem rozważnie i ostrożnie. Wszyscy na tym skorzystamy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe