> » Ks. Włodzimierz Misijuk












Z dnia 10-12-2020 była odpowiedź na temat życia samotnego. „W chrześcijaństwie rozpatrywane były i są dwie drogi do zbawienia. Jedna z nich to małżeństwo, a druga – monastycyzm.” Jak zatem należy interpretować fakt iż w liście do Koryntian św. Paweł powiedzmy to, nie zachęcał do zawierania związków małżeńskich, w ewangelii św. Mateusza również jest mowa o osobach bezżennych i to z trzech co najmniej powodów (nie mówimy tu o eunuchach czyli osobach które się wykastrowały dosłownie jak w naszym tłumaczeniu się znajduje, gdyż ta była potępiana przez Cerkiew). Nie każdy ma taką samą drogę duchową jak inny, powiedziałbym że nawet czytając żywoty świętych znajdziemy masę przykładów aby tezę wspomnianą obalić. Nie wydaje mnie się że można w ogóle przypisywać św. Pawłowi tworzenie jakiejś formy monastycyzmu bo to byłaby to nadinterpretacja. Ja rozumiem że wypowiedź pada ze strony żonatego duchownego, ale na przykład stygmatyzowanie kogoś że jest samotny to nie jest droga, co niestety osobiście mnie się zdarzyło przez duchownego i jest wyrazem co najmniej braku empatii. Śmiem twierdzić iż zacytowani przeze mnie fragment wypowiedzi Ojca jest zupełnie nieprawdziwy jako że sugeruje osoby poza tymi stanami nie mają drogi do zbawienia. Tomasz

Ma Pan prawo nie zgadzać się z cytowanymi wypowiedziami i po swojemu udowadniać swoje racje. Obawiam się jednak, że mogło dojść do nieporozumienia – nie wiem czy z powodu nieprecyzyjnie sformułowanej wypowiedzi (02-02-2021, rodzina, wiae?) , czy też niepełnego (opacznego?) jej zrozumienia. Aby wyjaśnić to dokładniej, zacytuję jednego z wielkich autorytetów, św. Atanazego Aleksandryjskiego, który żył w IV wieku. Oto fragment jego listu do mnicha Ammuna:

„Skoro zatem są tu dwie drogi w życiu, jedna bardziej umiarkowana i zgodna z życiem, to znaczy droga małżeństwa, i druga, anielska i wzniosła, droga dziewictwa, to jeśli ktoś wybrałby drogę światową, czyli małżeństwo, nie podlega naganie, ale nie otrzyma tak wielu łask; otrzyma bowiem łaskę pod warunkiem, że sam przynosi „owoc trzydziestokrotny”; jeśli jednak ktoś wybrałby drogę czystości, drogę nadziemską, to chociaż ta droga jest trudniejsza od tamtej i bardziej uciążliwa, otrzymuje jednak łaski godne większego podziwu, bo wydał owoc doskonały, stokrotny.”

Obie drogi prowadzą do zbawienie, jedna nie wyklucza drugiej, choć w wielu tekstach monastycznych (podobnie jak w cytowanym fragmencie) droga „czystości, nadziemska” zdaje się być postrzegana jako „lepsza”, bo „bardziej skuteczna”(?).  

Choć rzeczywiście „wypowiedź pad(ł)a ze strony żonatego duchownego”, zapewniam jednak, że nie chodziło w niej o „stygmatyzowanie kogoś, że jest samotny” i nie była przejawem „braku empatii”. O ile pamiętam, cytowane było wówczas stwierdzenie metr. Kallistosa, że w historii chrześcijaństwa nie było refleksji nad inną, niż dwie wspomniane, drogą do zbawienia. Nie oznacza to jednak, że osoby pozostające w celibacie i nie wstępujące na monastyczną drogę życia miałyby być „drogi do zbawienia” pozbawione! O tym, jak mogłyby/powinny do niego dążyć, wyraźnie opowiada (cytowany wówczas?) wykład metropolity Kallistosa: „Ziarno Kościoła: powszechne powołanie do męczeństwa”. „Śmiem twierdzić”, że jego lekturę powinni „zaliczyć” wszyscy zainteresowani zbawieniem…

A zatem, do zobaczenia „po drodze”…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Czy w Cerkwi jest patron pilotów/lotników? Czy jest jakaś szczególna modlitwa? Czy modlić się po prostu do patrona żołnierzy (św. Jerzy Zwycięzca?) Jak Cerkiew odnosi się do służby wojskowej, która mimo wszystko wiąże się w razie wojny z zabijaniem? Wiadomo, że w obronie własnej i swojego kraju to mniejszy grzech ale jednak jest to pozbawienie życia drugiego człowieka… Nigdy nie miałem takich rozterek, a przynajmniej nie były aż tak nasilone. Jestem wierzący, ale równocześnie wojsko, a konkretnie lotnictwo jest dla mnie bardzo ważne, jako służba której się poświęciłem. Ze względu na wydarzenia za naszą wschodnią granicą obawiam się eskalacji konfliktu i często myślę o wojnie. Andrzej

Nie potrafię wskazać współczesnego (?) świętego, który był pilotem, ale można/warto kierować modlitwy do świętych aniołów, np. archanioła Michała, arcystratega (zwierzchnika) chórów/zastępów/wojsk, niebiańskich mocy bezcielesnych.

Oprócz św. wielkomęczennika Jerzego pośród świętych jest wielu innych rycerzy/wojowników/żołnierzy, którzy swoim życiem i postępowaniem świadczyli o Chrystusie. Warto „wczytać” się w ich żywoty i ustalić, co spowodowało, że zostali uznani za świętych, za przykłady do naśladowania.

W upadłym, pogrążonym w grzechu świecie pojawiają się konflikty zbrojne, które wymuszają (?!) istnienie armii, gotowość obrony przed zbrojną napaścią. W wojsku polskim (i w innych armiach) są prawosławi kapelani, co na swój sposób potwierdza, że Cerkiew akceptuje służbę wojskową. W przypadku wojny obronnej, zabijanie w obronie własnej i swojego kraju traktowane jest podobnie jak spowodowanie czyjejś śmierci niechcący – przypadkiem, np. gdy ktoś wtargnął na jezdnię tuż przed jadącym samochodem itp. Kanony stwierdzają, że to również grzech, ale traktują taki przypadki Łagodniej, niż zabójstwo zamierzone.

W swoim liście do mnicha Ammuna, św. Atanazy Aleksandryjski wypowiada się na ten temat w taki ot sposób:

„Przecież również w odniesieniu do innych czynności życiowych stwierdzimy, że można je oceniać w różny sposób, zależnie od okoliczności. Nie wolno na przykład zabijać, ale zabijanie nieprzyjaciół na wojnie jest prawnie dozwolone i zasługuje na pochwałę. Oto bowiem ci, którzy odznaczają się na wojnie, uznawani są za godnych wielkich zaszczytów, wmurowuje się dla nich tablice, na których zapisywane są ich niezwykłe czyny. A więc ten sam czyn w określonej sytuacji i w określonym czasie jest zakazany, a w innych okolicznościach i w innym czasie pochwalany i usprawiedliwiany.”

Więcej na ten temat można przeczytać w książce: „For the Peace fro Above”: An Orthodox Resource Book on War, Peace and Nationalism, wydanej przez Syndesmos, Światowe Bractwom Młodzieży Prawosławnej

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jak radzić sobie z wątpliwościami w kwestiach wiary? Od kilku lat moja wiara nieustannie słabnie i pomimo regularnego uczestnictwa w nabożeństwach i codziennej modlitwy sytuacja cały czas się pogarsza. Antonina

Wątpliwości w kwestiach wiary trzeba koniecznie „rozwiewać”. Regularne uczestnictwo w nabożeństwach i codzienna modlitwa są bardzo ważne i potrzebne, ale trzeba również angażować krytyczne myślenie. Bóg dał nam rozum, aby z niego korzystać. Wątpliwości czy zwątpienia w różnych sferach życia mogą być demonicznym działaniem, próbą odciągnięcia nas od Boga i od drogi ku zbawieniu. „Licho nie śpi” – pokusy były, są i będą się pojawiały, i nie mamy na to wpływu. Nasze zadanie – i na to już mamy wpływ – to odrzucanie wszelkich pokus/wątpliwości, jak najszybsze ich wyjaśnianie, nie uleganie im.
Do modlitwy i nabożeństw dodałbym zatem lekturę tekstów wyjaśniających naszą wiarę, pomagających w jej pielęgnowaniu i pogłębianiu. Warto zatem czytać „teksty źródłowe” czyli Pismo Święte, nade wszystko Ewangelie i Psalmy. Mogą to być krótkie fragmenty Ewangelii wyznaczone na każdy dzień i wskazane w lekcjonarzu (dostępne w cerkiewnym kalendarzu) albo dłuższe fragmenty – rozdział lub kilka rozdziałów dziennie. Ważne przy tym, aby czytać na głos albo półgłosem, bo „wiara płynie ze słuchania”! Warto też sięgać po inne teksty, objaśniające naszą wiarę, np. „Kościół prawosławny” albo „Królestwo wnętrza” biskupa Kallistosa Ware, „Misterium wiary” metr. Hilariona Ałfijewa, „Nasza wiara” abp Pawła itp. Mamy też obszerną bibliotekę tekstów duchowych – to np. żywoty świętych zebrane w imponującym Synaksarionie wydanym przez wydawnictwo Bratczyk albo opracowania proponowane przez Wydawnictwo naszej Warszawskiej Metropolii Prawosławnej. Jezus Chrystus porównał naszą wiarę do ziarnka gorczycy – „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście temu drzewu figowemu: wykorzeń się i przesadź się w morze!,  posłuchałaby was” (Łk 17,6) „Zaprawdę bowiem powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarno gorczycy, powiecie tej górze: Przenieś się stąd na tamto miejsce, a przeniesie się. I nic nie będzie dla was niemożliwe” (Mt 17,20). W innym miejscu czytamy:  „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach” (Mt 13,31-32) Ten ostatni werset wskazuje zarówno na „potencjał” „ziarenka wiary”, jaki i potrzebę jego należytego pielęgnowania – aby kiełkowało i rosło, i obficie owocowało, ziarenko wiary trzeba podlewać… Nawozy też by się przydały…
Czytajmy zatem.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Od dziecka cierpię na silną nerwice natręctw którą zadaje mi wiele cierpienia, najgorsza jest ta która zakłóca mi moją duchową ścieżkę. Czy Pan Bóg specjalnie zadaje mi taki trud abym stał się silniejszy? Bazyli

Ująłbym to nieco inaczej i nie oskarżał bym Pan Boga o zadawanie „takiego trudu”. Opisana dolegliwość czymś/przez coś została spowodowana, złożyły się na to jakieś ludzkie działania czy zaniedbania. Pan Bóg szanuje naszą wolną wolę, którą nas obdarował i dopuszcza pojawianie się konsekwencji naszych działań/wyborów. Wielu świętych cierpiało na różne choroby czy dolegliwości, ale dziękowali za nie Bogu, bo przyjmowali je w taki sposób, że pomagały im w ich duchowej drodze. Pan Bóg nie dopuszcza jednak, abyśmy dźwigali brzemię, którego nie jesteśmy w stanie podźwignąć. Jak trafnie zauważa „opowieść o śladach na piasku”, w najtrudniejszych chwilach życia Pan Bóg niesie nas na Swych rękach. Z Bogiem wszystko staje się możliwe…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Od dłuższego czasu mam kryzys egzystencjalny w którym wiara zadaje jeszcze więcej pytań. Często zastanawiam się nad tym jakie echo po śmierci będzie miało to co robię w życiu. Jestem Handlarzem/Kupcem, często nurtuje mnie to czy np. Żołnierze czy Handlarze lub Rolnik czy inne zawody będą w Niebiosach miały taką samą egzystencję? Czy Żołnierz przez swoje poświęcenie będzie miał lepiej za swoje poświęcenie niż zwykły murarz? Czy poświęcenie jest wyłącznie szybszą i pewniejszą drogą do zbawienia? Często spotykałem się z innymi wiarami naszych przodków gdzie większość zajęć lub zawodów miała swoich Bogów lub swoje miejsca w zaświatach. Zawsze zastanawia mnie to czy to jaką funkcję pełnimy w życiu będzie miało wpływ na to jak będziemy mieć w zaświatach? Czy nie ma znaczenia kim jesteśmy w życiu a ważne czy wierzymy i robimy przez to dobre uczynki? Tomasz

Ważne jest nie to, kim jesteśmy, czym się zajmujemy, ale to, JAK wykonujemy swoja pracę, Jak żyjemy. W niebie tak samo cieszyć się będą zarówno wszyscy sprawiedliwi przedstawiciele wszystkich profesji, jak i bezrobotni. Z opowieści Jezusa Chrystusa o sądzie ostatecznym dowiadujemy się, że będziemy sądzeni za to, jak odnosiliśmy się do innych ludzi, czy ich w ogóle zauważyliśmy, czy próbowaliśmy im pomóc.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, życie duchowe



Czy można modlić się za przyjaźń/miłość konkretnej osoby? Czy taka modlitwa zostanie w jakiś sposób wysłuchana? Kasia

Możemy modlić się o wszystko, ale warto zauważyć „zawór bezpieczeństwa”, o którym mowa w niektórych modlitwach – „spełnij te prośby, których spełnienie mogłoby nam pomóc na drodze do zbawienia” (cs. ispłni wsia jaże ko spasiemiju proszenija). Ponadto, co równie ważne, w liturgicznych modlitewnych prośbach modlimy się „za wszystkich i za wszystko”, jednak nie „konkretyzujemy” – gdy na przykład modlimy się za podróżujących, nie prosimy, aby zdążyli na pociąg, czy samolot, ale stwierdzamy: „Panie zmiłuj się ” i przez to powierzamy ich opiece Pana Boga, który wie, co będzie dla nich lepsze – dojazd na czas, czy spóźnienie, niespodziewana przerwa w podróży, czy planowany powrót. Pan Bóg wysłuchuje wszystkie nasze modlitwy, ale warto zostawiać Mu „wolną rękę” co do ich spełnienia, bowiem wie najlepiej co komu do zbawienia potrzebne…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Jak Cerkiew odnosi się do istnienia klątw/uroków/przekleństw? Czy uznaje, że źli ludzie mogą posługiwać się demonami, by czynić krzywdę innym? Przy okazji chciałbym opisać historię związaną z moim aktualnym miejscem zamieszkania (stary drewniany dom). Niektórzy zareagowali na nią śmiechem i że niby mam omamy, ale jestem osobą zdrową psychicznie. W jednej izbie, kiedy spał mój ojciec to ciągle wzywał Jezusa na pomoc. Raz krzyknął: ‚Diable widzę cię, nie chowaj się’. A mój wujek został podczas ciemności natrząśnięty i szybko uciekł ze strachem. Ja podczas ciemności widziałem kilkakrotnie taką postać bardzo czarną, stylizowaną na śmierć z obrazków, którą znamy. I gdy mówiłem Psalm 91 to ona znikała. Bardzo wiele rzeczy się tutaj dzieje. Wiktor

W odpowiedzi na te pytania i opowieści wystarczyłoby wskazać na cerkiewną „Modlitwę nad domem dręczonym przez duchy nieczyste” (https://liturgia.cerkiew.pl/euch/egzorcyzmy/dom_dreczony.pdf). Polecam również lekturę Żywota świętego Antoniego Wielkiego – jest tam obszerny fragment o jego zmaganiach z demonami. Mowa tam m.in. o tym, jak wszedł do jednego z grobów i zamknął się w nim, „wróg […] przyszedł jednej nocy z całą gromadą demonów i zbił Antoniego tak bardzo, że głosu nie mógł wydać od zadanych razów, leżał na ziemi” (8).

Demoniczne siły wszelkimi (nie)możliwymi sposobami próbują odciągnąć, odseparować nas od Boga. Nasza obrona to modlitwa. „Nawiedzony” należałoby czym prędzej oświęcić, poprosić duchownego, aby przy tej okazji przeczytał również tę modlitwę. Swoistą tarczą obronną przed demonami jest regularne oświęcanie domów/mieszkań jordańską wodą święconą.   

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Chciałem zapytać w jaki sposób prawosławny chrześcijanin może pomóc duszy bliskiej osoby będącej wyznania rzymskokatolickiego. Mateusz

Choć brakuje informacji w związku z czym potrzebna jest ewentualna pomoc, wskazanie na duszę podpowiada, że może to być problem duchowy, jakaś wewnętrzna rozterka. Na pewno warto rozmawiać z taką osobą, wspierać ją nawet samą obecnością i pamiętać o niej w swoich modlitwach. Jeśli problemu nie da(je) się rozwiązać samodzielnie/wspólnie warto rozważyć możliwość uzyskania większego wsparcia ‚z zewnątrz’. Własną osobistą modlitwę też też można ‚wzmocnić’ prosząc o molebien…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Jesteśmy małżeństwem od ponad roku. Dowiedzieliśmy się, że jedno z nas jest bezpłodne i nie ma żadnej metody leczenia aby uzyskać naturalną ciążę. Jak żyć ze świadomością braku potomstwa, jak odnaleźć sens dalszego życia? Proszę o odpowiedź jak Cerkiew podchodzi do problemu bezpłodności oraz adopcji? Katarzyna

W starotestamentowym narodzie wybranym bezdzietność małżeńska postrzegana była bardzo negatywnie, był to „dowód”, że to małżeństwo nie jest godne, aby z niego, czy z jego potomków mógł narodzić się zapowiedziany i wyczekiwany Mesjasz (Rdz 3,15). To dlatego Joachim i Anna (rodzice Marii Panny), Zachariasz i Elżbieta (rodzice Jana Chrzciciela) cierpieli „hańbę u ludzi” (por. Łk 1,25).

W prawosławnym chrześcijaństwie małżeństwo i monastycyzm to dwie „równoległe” drogi do zbawienia, do Królestwa Bożego. W obydwu przypadkach to przejawy męczeństwa, które oznacza gotowość oddawania życia jako świadectwa wiary, jednak nie tylko poprzez śmierć, ale też wskutek dzielenia się swoim życiem z innymi ludźmi. Ślubne korony to zarówno korony Królestwa Bożego, do którego prowadzi małżeństwo, jak i wieńce męczeństwa/zwycięstwa. Na początku małżonkowie oddają swoje życie sobie nawzajem, aby kontynuować dzieło męczeństwa/oddawania życia poprzez dzielenie się swym życiem z innymi ludźmi – nie tylko ze swymi dziećmi… Jeśli dzieci nie pojawiają się, a takich małżeństw jest coraz więcej, dalej mogą dzielić się sobą, oddawać życie innym ludziom. Znam małżeństwa, które ciągle są bezdzietne, albo przez kilka lub nawet kilkanaście lat pożycia małżeńskiego nie miały potomstwa. Jego brak nie (s)powodował, że  nie były w pełni prawdziwym małżeństwem…

Jedną z możliwości małżeńskiego męczeństwa/oddawania życia/dzielenia się sobą jest oczywiście adopcja. Jezus Chrystus powiedział: „Kto przyjmie to dziecko w moje imię, mnie przyjmuje, a kto mnie przyjmie, przyjmuje tego, który mnie posłał” (Łk 9,48). Warto więc rozważyć taką możliwość

Polecam lekturę tekstu bp. Kallistosa, „Ziarno Kościoła: powszechne powołanie do męczeństwa”. To 8. rozdział książki „Królestwo wnętrza”. Aby zachęcić i przekonać do lektury całego rozdziału (i całej książki) cytuję tu dość obszerny jego fragment.

Ascetyczna ścieżka ukrytego męczeństwa nie jest zarezerwowana jedynie dla mnichów i mniszek. Powołaniu do męczeństwa podlegają również ci, którzy prowadzą życie małżeńskie. Wspólne życie męża, żony i dzieci wymaga dokładnie takiego samego pozbycia się własnej woli, które św. Barsanufiusz porównał z przelaniem krwi. Wzajemna miłość, będąc radością i spełnieniem, wymaga również ofiary. Wszystko to wyraźnie widać w prawosławnym nabożeństwie sakramentu małżeństwa. Modlitwy mówią o radości, ale tym, co przedstawiają, jest radość krzyża, „radość, jaką odczuwała święta Helena, gdy odnalazła drogocenny krzyż Pański”. W kulminacyjnym dla tego sakramentu momencie koronacji narzeczonych, korony pojmowane są jako symbole zwycięstwa, wieńce chwały przeznaczone dla tych, którzy okazali się zwycięzcami w walce z grzesznymi namiętnościami. Jednocześnie są to również korony męczenników, albowiem bez wewnętrznego męczeństwa, bez dobrowolnie przyjmowanego cierpienia nie ma mowy o prawdziwym małżeństwie. Gdy zwieńczona koronami młoda para kroczy w powtarzanym trzy razy kręgu procesji, duchowny niesie przed nimi krzyż, a chór śpiewa hymn świętych męczenników, „którzy godnie znosili cierpienia i otrzymali wieńce chwały”.

Polecam również lekturę książki o. Johna Meyendorffa, „Małżeństwo w Prawosławiu. Liturgia, teologia, życie”, przekł. Krzysztof Leśniewski, Chełmskie Centrum Kultury Prawosławnej, Chełm 2022.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Ostatnio miałam sen, w którym rozmawiałam z Panem Bogiem. Byłam w ciemnym miejscu i szłam schodkami w górę do innego pomieszczenia. W tym pomieszczeniu na tronie siedział Pan Bóg, ale w pokoju było ciemno i oczywiście nie widziałam twarzy Pana Boga. Powiedział mi, abym przyszła do niego 10 września 2025 roku. W jaki sposób mogę interpretować taki sen? Niektórzy członkowie mojej rodziny mówią, że to może być zapowiedź mojej śmierci. Ewa

W odpowiedzi ciśnie się na usta ‚mądrość ludowa’: „Sen mara, Bóg wiara”. Nocne widzenia senne są odzwierciedleniem tego, co przeżywa(liś)my za dnia na jawie. Wszelkie tłumaczenia/objaśnienia snów wypadałoby uznać za niebezpieczne, ponieważ „mogą się sprawdzić” – ale nie dlatego, że były zapowiedzią tego, co się miało stać/stało, ale przez to, że uwierzyliśmy w tę „zapowiedź”. Tak samo jest z przeświadczeniem, że gdy czarny kot przebiegnie drogę, to spotka nas nieszczęście. Dzieci i dorośli twierdzą, że tak właśnie bywa, są na to „dowody”, ale dzieje się tak nie prze kota, ale wiarę w to, że może nastąpić czy nastąpi nieszczęście. W ten sam sposób „sprawdza się” też ‚przestroga’, że ‚nieszczęścia chodzą parami’. Trzeba uważać, w co się wierzy…!!!Ewentualny argument, że była to przecież senna rozmowa z samym Panem Bogiem potraktowałbym pytaniem: skąd pewność, że to Bóg? Czy wynika z tego, że go nie było widać, że siedział na tronie, w pomieszczeniu było ciemno…? Na jawie też to wszystko można podobnie albo i tak samo zainscenizować. Czy przez to, że było to we śnie, jest bardziej „wiarygodne”?
W prawosławiu wszelkiego rodzaju objawienia, widzenia i sny traktowane są ze skrajna wręcz nieufnością.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Strona 1 z 3412345...102030...Ostatnia »