Jak to jest postrzegane, kiedy ochrzczeni ale niewierzący rodzice, chrzczą dziecko? Mam taki przypadek wśród znajomych i niestety wydaje mi się to dosyć powszechne. Sami nie wierzą, już tym bardziej nie praktykują, ale chcą ochrzcić “bo tak wypada, bo będzie miało lepszy start” cokolwiek to znaczy. Kasia

Ująłbym to tak – dla dziecka lepiej jest, gdy zostaje ochrzczone, ale trzeba zadbać i o to, aby po chrzcie i miropomazaniu (bierzmowaniu), które w prawosławiu następuje bezpośrednio po chrzcie,  dziecko przystąpiło również (i regularnie przystępowało) do komunii – to trzy misteria chrześcijańskiej inicjacji – pełnego wprowadzenia/wszczepienia w życie Cerkwi, która jest Ciałem Chrystusa, jej Głowy. Jeśli nie spowodują/dopilnują tego rodzice biologiczni, odpowiedzialność za to i za dalsze religijne wychowania dziecka przejmuje rodzic chrzestny (w szczególności ten tej samej płci, co dziecko). To taki swego rodzaju ‘zawór bezpieczeństwa’ w przypadku różnych trudnych rodzinnych okoliczności. Z dobrze poinformowanych źródeł słyszałem, że na sądzie ostatecznym rodzic chrzestny będzie odpowiadał za to, jakimi chrześcijanami (nie)stały się jego/jej chrzestne dzieci. Strach się nie bać…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika



Jak wiara chrześcijańska patrzy na nawróconych? I co w zasadzie znaczy nawrócić się? Czy chodzi o to, że kiedyś się wierzyło w Boga, potem przestało i teraz do Niego wracamy? Czy nie wierzyło się w nic, a teraz zaczęło? Czy może w Boga wierzyło się zawsze, ale nie ufało się wspólnocie, składającej się z ludzi? U mnie sytuacja wygląda tak, że jako dziecko byłam bardzo wierząca, wierzyłam całym moim małym wtedy serduszkiem. Wiadomo, w szkole religia, coś tam mama, babcia powie na ten temat, ksiądz wygłosi na mszy itd. Ale z biegiem lat, zaczęłam zauważać, że to co o chrześcijaństwie mówią, ni jak się ma do rzeczywistości. Że wcale nie jest tak pięknie i kolorowo, że wcale Bóg nas nie kocha, bo jak by tak było postępował by inaczej. Nikt nie był w stanie mi na to odpowiedzieć, wytłumaczyć. Teraz już rozumiem, byłabym w stanie młodej mnie wytłumaczyć, że owszem, Bóg kocha, ale też daje nam w pełni wolną wolę, i co każdy z osobna z nią zrobi to jego. I wystarczyłoby wtedy powiedzieć “jesteście jeszcze młodzi, na niektóre, mniej wesołe tematy jeszcze przyjdzie czas”. Pewnie bym nie chciała czekać, chciałabym odpowiedzi na już, ale to zawsze byłaby jakaś wskazówka, że jeszcze coś tam jest, jakiś inny, głębszy sens. I tak pewnego dnia ogłosiłam się ateistką. Trwało to dwa miesiące, bo ja po prostu wierzyłam. W coś musiałam wierzyć, więc zaczęłam szukać. Nagle się okazało, że istnieje masa innych wierzeń i wyznań, o których nie miałam pojęcia. Szukałam tego odpowiedniego dla mnie, lata mijały. W pewnym momencie się poddałam, stwierdziłam “wierzę to wierzę, jest jakaś siła nad nami, nie wiem jak się nazywa, jak wygląda, ale wiem i czuję, że jest”. A potem poznałam pewną Ukrainkę, chrześcijankę, ale prawosławną, jeżeli można to tak nazwać. I zerknęłam w tą stronę, bo z jakiejś przyczyny wcześniej nawet o tym nie pomyślałam. Ale myślę, że to dobrze, bo dojrzałam, świata i ludzi trochę poznałam, i teraz rozumiem to lepiej, tak mi się wydaje. I wyznanie prawosławne wydaje się najbardziej akuratne dla mnie i moich poglądów. Czy po takich moich, nazwijmy to przygodach, znajdzie się dla mnie miejsce w Cerkwii? Kasia

Nawrócenie to powrót z każdego ze wskazanych przypadków „odejścia”. Wskazałbym tutaj na ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32) i podkreślił bym kilka jej elementów. Ten młody człowiek odszedł z domu ojca do dalekiej krainy, upadł sromotnie (gotów był jeść to, czym karmią świnie, ale nawet tego mu nie dawano) i wówczas opamiętał się. Tu pojawia się grecki termin metanoia – zmiana postawy, sposobu myślenia, cerkiewnosłowiańskie (i staropolskie) pokajanie, tłumaczone na polski jako nawrócenie czy opamiętanie, ale w jednym z najstarszych chrześcijańskich tekstów pojawia się stwierdzenie, że jest to „głębokie zrozumienie” – tego, jakim się stałem, przez to, że zgrzeszyłem/zbłądziłem, i jednocześnie tego, jakim powinienem się sta/wa/ć, przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga w Trójcy Osób (polecam lekturę bp Kallistos (Ware), Prawosławne rozumienie pokajania – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=98 ) Z tego co napisałaś wynikałoby, że dostąpiłaś „głębokiego zrozumienia”, ale trzeba dalej nad tym pracować i to zrozumienie dalej „pogłębiać”. Na postawione na końcu pytanie odpowiem stwierdzeniem, że powrót utracjusza spowodował radość wielka w domu Ojca. Choć syn prosił, aby ojciec przyjął go jako sługę, ten nałożył mu pierścień na palec i przyjął go jak syna. Dodałbym jeszcze – „lepiej później, niż wcale”…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Jaka jest rola córki w rodzinie? I co począć kiedy ojciec niestety jest patologiczny i przemocowy? Wychowywałam się w rodzinie na wpół chrześcijańskiej, mama była i jest wierząca, choć nie praktykująca, ojciec zawsze uważał religię za głupotę (a przynajmniej tak to pamiętam). Znęcał się nad moją mamą, a swoją żoną, fizycznie i psychicznie, bił, zdradzał, poniżał, ale w bardzo sprytny sposób, tak, że nikt spoza rodziny nie miał o tym pojęcia. Mnie też zaczął psychicznie dręczyć i upokarzać, kiedy tylko zaczęłam mieć swoje zdanie i zaczęłam zadawać pytania co, jak i dlaczego. Dodatkowo był uzależniony od alkoholu co tylko potęgowało jego okrutne zachowania. Myślę, że warto tu dodać, że moja mama nie była jego pierwszą żoną. Ze swoją pierwszą żoną wziął ślub kościelny, dzieci nie miał, rozwiedli się. Nie utrzymuję kontaktu z ojcem (poza kilkoma sprawami sądowymi które miały miejsce), i naprawdę nie mam zamiaru, po tym wszystkim przez co z mamą przeżyłyśmy. Wydaje mi się, że już mu wybaczyłam, a przynajmniej po części, lecz na pewno nie zapomnę. A rany jakie na mnie zostawił nadal bardzo bolą. Czy w takim przypadku jest to grzech, poniekąd porzucając ojca? Nie jest on obecnie sam, żyje z jakąś kobietą, więc fizycznie nie jest pozostawiony samemu sobie. Kasia

Na pytanie o relację córki z patologicznym ojcem odpowiedziałbym cytatem: „opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19,5). Dzieci opuszczają domy rodzinne i zakładają swoje własne rodziny. Podtrzymywanie relacji/więzi z rodziną jest ważne, ale w opisanym przypadku to może być trudne (bo „nic na siłę” albo „bo do tanga trzeba dwojga”…). Myślę, że „kluczowa” jest tutaj kwestia przebaczenia – dla „ułatwienia”(?) dodam, że „wybaczyć” niekoniecznie oznacza „zapomnieć”. Na rany, których doznałaś spróbuj spojrzeć z „odwróconej perspektywy” (poszukaj drugiego końca kija) – ciągle boli, ale dokładnie uświadomiło/uświadamia Ci, czego bezwzględnie nie chcesz więcej doświadczyć w swoim życiu/domu/związku…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Słyszałam w Cerkwi, że nie powinno się ćwiczyć jogi. Co w takim razie z „normalnymi” ćwiczeniami, w których sporo pozycji po prostu się powtarza z racji angażowania konkretnych grup mięśni a nie są one nazywane jogą. Rozsądek podpowiada mi, że bez całej otoczki mającej miejsce na zajęciach (muzyka, ćwiczenie oddechu, celebrowanie pozycji) nie jest niczym złym po prostu sobie ćwiczyć, ale chciałam się upewnić. Monika

O jodze była już tutaj mowa, więc nie będę się powtarzał. ‚Normalne’ ćwiczenia są jak najbardziej dozwolone, aktywność ruchowa jest wskazana, ale jak ze wszystkim innym, tutaj też trzeba uważać, aby nie popaść w przesadę. „Wszystko w swoim czasie i we właściwych proporcjach”.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe



Na wstępie pragnę zaznaczyć, że sam nie jestem wyznania prawosławnego, jednak od pewnego czasu sam nie wiem czy to z czystej ciekawości czy z jakiś duchowych powodów zacząłem się bardzo prawosławiem interesować. Jak na razie wiedzę na ten temat zdobywałem głównie przez internet, w związku z czym logiczne jest, że wiedza ta jest bardzo ograniczona. Czytając o liturgii i nabożeństwach wpadłem w pewne zdezorientowanie, otóż nie jestem w stanie zrozumieć jednej kwestii dotyczącej pory sprawowania nabożeństw. Moje pytanie brzmi skąd i dlaczego wzięła się w Cerkwi praktyka „przesuwania” nabożeństw o mniej więcej pół dnia. Wiem, że jest to napisane niezbyt poprawnie ale chodzi mi dokładnie o sprawowanie nabożeństw przewidzianych na daną porę wcześniej (na przykład Liturgii uprzednio uświęconych darów na godziny poranne, lub wielkopiątkowego nabożeństwa z czytaniem Męki Pańskiej na wieczór w czwartek, czy wielkosobotniej liturgii która rozpoczyna się z nabożeństwa wieczornego również na rano). Czy ma ta praktyka jakieś podstawy teologiczne, czy jest to praktyka czysto funkcjonalna Mam nadzieje, że zadane przeze mnie pytanie nie jest niezrozumiałe. Julian

Pytanie jest jak najbardziej zrozumiałe i bardzo ważne. Rzeczywiście godziny odprawiania nabożeństw zwłaszcza w Wielkim poście uległy znacznemu przesunięciu, w ten sposób, że nabożeństwa poranne odprawiane są wieczorem, a wieczorne rano. Sytuacja taka wynikła częściowo ze zreformowanej praktyki monastycznej, częściowo z adaptacji nabożeństw do praktyki parafialnej. Życie liturgiczne w prawosławiu bardzo mocno jest czerpane z ustawu monastycznego gdzie jutrznie rozpoczynają się często w nocy i kończą rano. Przeniesienie takiego modelu na praktykę parafialną byłoby dość kłopotliwym i znacząco ograniczyłoby udział wiernych w nabożeństwach np. w jutrzni Wielkiego piątku. Dlatego też  nabożeństwo to przeniesiono na czwartek wieczór. Liturgia Uprzednio Poświęconych Darów, jest Wieczernią z Eucharystią i z zasady powinna być odprawiana po południu lub wieczorem. Mnisi (lub wierni) poszcząc (nic nie jedząc) cały dzień wieczorem przystępują do Świętych Darów jako pokarmu duchowego i cielesnego. W praktyce parafialnej taki model trudny jest do wypełnienia ze względu na pracę, szkołę czy inną aktywność. Trudny ale możliwy, dlatego też w wielu parafiach obok Liturgii UPD odprawianych rano, są też celebrowane Liturgie po południu z zachowaniem w miarę możliwości srogiego postu przez wiernych. Niemniej jednak uważam, że problem związany z godzinami odprawiania części nabożeństw potrzebuje pewnej analizy liturgicznej.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika



Jestem na początku ciąży i trapi mnie jedna myśl. Doszły mnie słuchy, że kobieta ciężarna nie powinna uczestniczyć w ostatnim pożegnaniu zmarłego, pogrzebie, gdyż może sprowadzić na dzieciątko nieszczęście. Jak cerkiew odnosi się do tego? Ewa

Prawdę mówiąc nigdy nie spotkałem się z taką opinią. Jeśli ktoś głosi takie pouczenia to należałoby stwierdzić, że są one błędne. Kobieta będąca w ciąży uczestniczy w różnych wydarzeniach zarówno cerkiewnych jak też innych w taki sam sposób jak każda inna osoba. Oczywiście należy baczyć na swój stan.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina



Czy małżonkowie lub para mogą zachować swoją wyjątkowa relacje między sobą w niebie? Czy mogą czuć do Siebie romantyczna miłość? Inna niż do innych dusz? Tomasz

Nasze szczególne, małżeńskie relacje będą zachowane/kontynuowane w niebie – w królestwie Bożym – bowiem misterium małżeństwa to droga, która ma nas do tego królestwa wprowadzić. Mam wątpliwości czy tę relację można będzie wówczas opisywać jako „wyjątkową” i do tego jeszcze „romantyczną”, bo wyjątkowa może oznaczać również „zarezerwowana” tylko dla mnie (?) i właśnie „inna niż do innych dusz”. W królestwie Bożym będziemy żyć z Bogiem i w Bogu, który miłuje każdego z nas dokładnie tak samo (podobnie jak świeci na nas słońce lub pada deszcz), ponieważ jest miłością – prawdziwą. pełną, doskonałą, Bożą miłością. Nasze ludzkie relacje miłości, nasza ludzka miłość i osobowość będą zachowane, ale zaistnieją w zupełnie innym kontekście. Porównania do płomyka świecy jako cząstki promieni słońca albo kropelki wody w oceanie zdają się co nieco podpowiadać, ale aby lepiej, dokładniej zrozumieć misterium Bożej miłości polecam lekturę wykładu biskupa Kallistosa Ware – Człowiek jako ikona Trójcy Świętej (http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=491), a szczególnie zawarte w nim pojmowanie Boga jako wzajemnej miłości opracowane przez Ryszarda od św. Wiktora (zm. 1173).
Życzę owocnej lektury i pełnej, doskonałej miłości nie tylko w niebie, ale i na ziemi…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara



Wiadomo, że nie należy dwa razy przystępować do Eucharystii tego samego dnia/tej samej doby. Przystępuję w niedzielę do Eucharystii w PL, ale w 2 kolejne niedziele będę przebywał za granicą w kraju, w którym lokalna cerkiew stosuje inny niż PAKP kalendarz, np. Grecja, ale dotyczy to też wielu innych krajów nieprawosławnych, w których działają różne cerkwie lokalne. Jak w kontekście powyższej reguły wygląda kwestia przystępowania do Eucharystii w cerkwi w kraju goszczącym, jeśli stosuje ona inny kalendarz niż cerkiew macierzysta (prawie 2 tygodnie różnicy)? Czy przystępować, czy wstrzymać się do powrotu do PL, aby pozostać w we właściwym cyklu nabożeństw? Z prywatnych rozmów wynika, że jak zwykle są dwie szkoły, a sezon urlopowy za pasem. Jarosław

Nie ma żadnego problemu w kontekście przystępowania do Eucharystii w Cerkwiach lokalnych gdzie istnieje rozbieżność w posługiwaniu się starym lub nowym kalendarzem. Jeśli byśmy zastosowali tok rozumowania „szkoły”, która mówi, że nie należy przystępować do Eucharystii w innym cyklu niż ten, który jest stosowany w naszej lokalnej Cerkwi, to właściwie relacje między Cerkwiami ze starym i nowym kalendarzem ustałyby. Zachęcam osoby, które będą odpoczywać w miejscach, gdzie są świątynie prawosławne do aktywnego uczestnictwa w św. Liturgii do przystępowania do Eucharystii. Należy pamiętać jednak do stosowania się do lokalnych zwyczajów i najlepiej porozmawiać wcześniej z lokalnym duchownym.   

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika



Trapi mnie takie pytanie, otóż moja córka ma na imię Malwina Nina. W cerkwi natomiast nadane zostało jej imię Nina ze względu na to że imienia Malwina nie ma w spisie imion prawosławnych. I moje pytanie dotyczy czy właściwie nadaliśmy imię dla córeczki w cerkwi. Mama

Jeśli chodzi o nadanie imienia na chrzcie Nina, to postąpiliście jak najbardziej właściwie. Z tym imieniem należy podchodzić do Eucharystii i innych zdarzeń związanych z życiem cerkiewnym.

Kategorie: imiona, ks. Andrzej Kuźma



Mam pytanie. Dlaczego do duchownych prawosławnych „trzeba” zwracać się „ojcze” ,”ojcze to”- „ ojcze tamto”? Przecież jest napisane: Mt 23:9: „I nikogo na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem. Jeden bowiem jest wasz Ojciec, który jest w niebie.” Zacząłem się domyslać że może chodzi o ojca duchownego. Więc wypadałoby może mówić „ojcze duchowny”? Na marginesie tylko dodam że do mojego biologicznego taty, zwracałem się „tato”. Maks

W odpowiedzi na to pytanie cytuję akapit z książki pt. Przewodnictwo duchowe w monastycyzmie prawosławnym, z rozdziału III. Typowe przejawy sprawowania posługi przewodnika duchowego, 1. Ojciec (gr. pater).  Polecam lekturę całej książki, a w związku z używaniem terminu „ojciec” (abba, apa), przynajmniej  fragmentów rozdziału I – 1. Podstawy posługi przewodnictwa duchowego w księgach Starego Testamentu, 1.1. Użycie słowa „ojciec” w Starym Testamencie i 2. Podstawy posługi przewodnika duchowego w Nowym Testamencie, 2.1.Użycie słowa „ojciec” w Nowym Testamencie;oraz  3. Przejawy przewodnictwa duchowego w nauczaniu i zbawczym dziele Jezusa Chrystusa
„Na marginesie” też dodam, że prawosławnych duchownych często (przeważnie?) nazywamy „batiuszka” – ojczulek. Ważne w związku z tym jest zaczerpnięte z tejże książki stwierdzenie: „Najczęściej używane określenie starca to grecki termin pater, a w jeszcze większym stopniu nowotestamentowe aramejskie słowo abba, tłumaczone jako <ojciec>. Co ważne i powinno pomóc w dalszych rozważaniach, znaczenie abba jest w swej treści zbliżone do naszego <tata>.”Życzę owocnej lektury.oWłodek

Nazywanie zwykłych śmiertelników ojcem, abba lub apa nie jest aktem nieposłuszeństwa zaleceniu Chrystusa, aby „nikogo na ziemi nie nazywajcie ojcem”, podobnie jak uznawanie dobroci w ludziach nie jest lekceważeniem Jezusowego zapewnienia, iż „Jeden jest tylko dobry” (Mt 19,17). Jak ujął to I. Hausherr, „stworzona dobroć wysławia jedyne źródło wszelkiej dobroci”. Określanie kogoś mianem ojca lub matki w związku z otrzymanymi za ich pośrednictwem dobrodziejstwami, to świadome i nieświadome (sive sciens, sive nesciens) oddawanie chwały Bogu Ojcu, bowiem „wszelki dar doskonały zstępuje z góry od Ojca światłości” (Jk 1,17). Aby udowodnić, iż nie jest to twierdzenie a priori, efekt logicznego rozumowania, lecz historyczny wniosek, cytuje fragment drugiego rozdziału reguły św. Benedykta. Pada tam stwierdzenie, iż przełożony klasztoru musi pamiętać, co oznacza jego tytuł, bowiem jest to miano Boga, a bracia wierzą, iż zajmuje pośród nich miejsce Chrystusa. „Mówi przecież Apostoł: Otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» (Rz 8, 15)”. I. Hausherr wskazuje również na objaśnienie zalecenia z Mt 23,9 zawarte w komentarzu św. Hieronima, który rozróżnia pomiędzy ojcem i mistrzem z natury i „ze sposobu mówienia” (łac. indulgentia ­– pobłażać, zezwalać). „Tak samo jak jeden Bóg i jeden Syn z natury nie ma innym za złe tego, że są nazywani bogami z przybrania i synami, tak też jeden Ojciec i Pan nie ma innym za złe tego, że są nazywani ojcami i panami wtórnie (łac. abusive)”. Podobnie objaśnia to Orygenes i jego tłumacz Rufin, stwierdzając, iż słowo Bóg użyte jest poprawnie (łac. principaliter) w odniesieniu do Tego, przez którego wszystko jest i w którym jest wszystko; druga możliwość to rzec można niewłaściwe (łac. abusive) użycie tego słowa w przypadkach, gdy Pismo Święte opisuje jako bogów tych, do których dotarło słowo Boże; trzecia, to nie tylko niewłaściwe, lecz fałszywe (łac. jam non abusive, sed falso) nazywanie demonów bogami ludów (Ps 96,5). W rozumowaniu Hieronima powszechne użycie terminu abba lub ojciec (gr. pater) można uzasadniać tak samo, jak użycie słowa Pan (łac. Magister). Człowiek jako stworzenie nie jest ojcem czy panem ze swej natury, lecz z przyzwolenia (łac. indulgentia), jak również przez uczestnictwo (łac. consortio), a nie w istocie. To samo można by powiedzieć stwierdzając, iż tylko Bóg jest (gr. ontos), istnieje prawdziwie, a my „jesteśmy” jedynie w znaczeniu pochodnym, wtórnym czy analogicznym. (s. 108-109)

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, Pismo Święte (egzegeza)



Strona 5 z 159« Pierwsza...34567...102030...Ostatnia »